niedziela, 29 listopada 2015

Moje grzechy w traktowaniu włosow, czyli spowiedz włosomaniaczki.

Celowo nie użyłam słowa pielęgnacja w tytule. Moich zachowań nie można było nazwać pielęgnowanie, tylko katowaniem i powolnym uśmiercaniem swojej wizytówki. Często w pielęgnacji kierujemy się zasłyszanymi gdzieś, szczątkowymi informacjami. Czy to jakaś reklama w telewizji, czy urywek programu poświęconego urodzie, jakiś artykuł czy też poradnik. Sięgamy po szampony i odżywki kierując się jedynie zapachem, czy ładnym opakowaniem. Jak na świeżą włosomaniaczkę przystało biję się w pierś za każdym razem, gdy dociera do mnie cóż takiego wyprawiałam tym włosom. Zupełnie nieświadomie, a czasami też na zasadzie „oj tam, nic im nie będzie”. Teraz po dwóch miesiącach naprawdę przemyślanej pielęgnacji mogę wymienić kilka moich topowych błędów. Oczywiście już wcześniej zajęłam się włosami, gdyby za świadomą pielęgnacje uznać samo olejowanie, to obchodziłabym rocznicę włosomanii, ale czy to miało jakikolwiek sens? Nie miało żadnego.
Wieczne zapuszczanie włosów. Nie podcinanie końcówek jest błędem, fakt. Nie każdy musi odwiedzać fryzjera co dwa miesiące, bo dobrze zabezpieczone końcówki  Ale gdy końcówka jest szorstka jak włosy lalki Barbie, zakończona białą kuleczką lub rozdwojona (tak na zmianę, żeby nie było nudno)? Końcówek potrafiłam nie obcinać latami, bo po co, włosy mi przecież nie rosną. A po drugie było mi wstyd iść do fryzjera z tak beznadziejnie pofarbowanymi włosami. A propos farbowania…
Farbuję, bo mam taki kaprys.
Zaczęłam niewinnie od szamponetek z mariona w kolorze Tycjan, ponieważ bardzo chciałam być ruda. Później w ruch poszedł rozjaśniacz i farby z Joanny jesienny liść i płomienna iskra. Włosy wyglądały ładnie, pasowała mi taka marchewkowa rudość, ich stan był całkiem dobry. A później dostałam do głowy. Brązy, ombre, kolorowe końcówki, blond, czarny, dekoloryzacja numer jeden, znowu czarny,bo dekoloryzacja nie wyszła, brązy, znów blondy. Czego nie miałam na głowie? Oczywiście wszystko drogeryjne, nie zwracałam uwagi na próby alergiczne, na potrzebę odczekania chwili przed następnym farbowaniem. Potrafiłam być blondynką (totalnie mi nie pasuje),a za dwa dni mieć czarne włosy.
Naiwne kierowanie się reklamami.
Nasłuchałam się w TV i wszędzie. Keratyna odbuduje włosy, wniknie w strukturę, dzięki czemu włosy będą gładkie i odżywione. Bla bla bla, wiadomo, reklamowe gadanie Tak więc kupowałam szampon, odżywkę, maskę i odżywkę w sprayu. Wszystko z dodatkiem keratyny. . Teraz już wiem, że nie ma magicznego preparatu na każdą włosową bolączkę. Nie miałam pojęcia o istnieniu protein, emolientów, czy humektantów. Byłam zbyt leniwa by to sprawdzić, a na wizażu wątki włosomaniaczek szalały od dawna. Przypłacałam to oczywiście wiecznym puchem i przesuszem, który to zwalczałam jedwabiem (z dodatkiem alkoholu) i namiętnym prostowaniem grzywki, a później całości.
Chodzenie spać z mokrymi włosami. 
Nic więcej nie trzeba mówić, notorycznie chodziłam spać z mokrymi włosami, budziłam się wyglądając jak strach na wróble. O poranku prostownica lądowała we wtyczce zanim jeszcze zdążyłam dobrze otworzyć oczy i zrobić siku.
Wysoka temperatura
Naturalnie bez żadnej termo ochrony, bo i po co. Kilkadziesiąt razy jedno pasemko, a później jakiś jedwab na to. W szczycie okropności moich włosów nawet prostowanie nie dawało rady ich ujarzmić. Wyglądały jakby były wyczesane i raz przejechane prostownicą. Totalnie spuszone. A włosy mam kręcone.  Czasami także wpadałam na genialny pomysł prostowania mokrych włosów. Do tego wysoka temperatura z suszarki, bo szkoda mi było czasu, a przecież spuszone siano a’la właśnie dostałam prądem, mogłam wygładzić prostownicą.
Złe składy kosmetyków
Oczywiście nie miałam pojęcia, że to szkodliwe substancje. Na mojej głowie lądował szampon, który dobrze czyści i jakaś odżywka do tego. Czasem przytrzymywała odżywkę trochę dłużej, czasami używałam jakiejś przypadkowej maski ale to przy reszcie destrukcyjnych zabiegów nie dawało totalnie nic, oprócz chwilowego oblepienia silikonami. Włosy a’la lalka Barbie i puch były ze mną nadal.
Reasumując: Kręcone włosy katowałam prostownicą żeby wygładzić grzywkę, a później całość. Farbowałam jak oszalała i nie patrzyłam czym myję i co kładę na włosy. Więcej grzechów nie pamiętam, mam nadzieję, że ich więcej nie powtórzę.